Wiele osób, do których grona swego czasu należałem i ja, uważa etat w porządnym koncernie za ziszczenie marzeń i najlepszy punkt startowy do rozwoju własnej ścieżki zawodowej. Nie ma co się temu dziwić.
W końcu przez cały wiek szkolny oraz studia (kilkanaście lat indoktrynacji) jesteśmy ukształtowywani do odgrywania roli odtwórczej, a na dodatek 95% kierunków studiów stricte wiąże się z docelowym obsadzeniem stanowiska zarządczego w czyjejś firmie i – w domyśle – na etacie.
Nie powiem, etat potrafi być wygodny. Służbowe auto klasy premium (miałem), delegacje z limitem pozwalającym spać w 4* hotelach (jeździłem), do tego diety (dostawałem) i w miarę klarowna ścieżka kariery (podążałem). Wystarczy bez zbędnych pytań robić to, czego szef od nas wymaga i dorzucić do tego coś ekstra od siebie i już jesteśmy w 20% najlepszych osób w firmie, które będą brane jako pierwsze pod uwagę jeśli chodzi o jakiekolwiek awanse.
Dorzuć do tego comiesięczną, regularną pensję, brak jakichkolwiek formalności związanych z jej wypłatą (po prostu dostajesz ją na konto), dodatki na święta i nadal w niektórych firmach tzw. wczasy pod gruszą i oczom naszym ukazuje się piękny obraz, w którym bez opamiętania zakochały się miliony młodych i drugie tyle nieco starszych Polaków.
Czy naprawdę, mając ciepłą posadkę w zagranicznym bądź rodzimym koncernie, można spać spokojnie i nie martwić się o swoją przyszłość? O zgrozo, nie! I tym artykułem chciałbym zmienić myślenie wszystkich tych, którzy właśnie czytają te słowa z firmowego komputera, robiąc sobie chwilę oddechu od codziennych obowiązków trybu 8-16 bądź 9-17.
Jeśli do nich należysz, przeczytaj uważnie każdy akapit, każde słowo – bo nieważne w jakim miejscu swojego życia jesteś, dni które minęły nie wrócą, a Twoja przyszłość nie musi być tak kolorowa, jak może Ci się wydawać.
Ale zacznijmy od podstaw ekonomii etatowej. Otóż niemal wszyscy ci, których miałem okazję spotkać na swojej drodze w firmach, w których pracowałem, a które były korporacjami z krwi i kości mają przeświadczenie, że państwo zadba o ich emeryturę.
Właściwie to nie do końca mówią to wprost, ale pytani o to, jakie mają zabezpieczenie na przyszłość twierdzą, że emerytury nie powinni mieć niskiej, a w międzyczasie oprócz pracy coś jeszcze sobie 'ogarną’.
Problem pojawia się jednak, gdy chcesz dowiedzieć się od takiej osoby, kiedy ten międzyczas nastąpi i czym jest to coś. Wówczas okazuje się, że nie teraz bo urodziło się dziecko, bo właśnie muszę zmienić auto, bo idą święta, prezenty, bo zaraz wakacje… Tak samo ulotne jest to, co ma dać zabezpieczenie – praktycznie nikt, z kim miałem okazję rozmawiać (przekrój osób od 22 do 49 lat) nie potrafił mi w jakikolwiek konkretny sposób powiedzieć, co będzie stanowić filar jego przyszłej emerytury.
Kiedy 'Zaraz’ Oznacza 'Już Teraz’?
Zatrzymaj się teraz na chwilę. Nieważne ile masz pieniędzy w banku, gdzie pracujesz, co robisz. Czy wiesz co będzie stanowiło Twoje zabezpieczenie emerytalne? Czy podjąłeś już jakiekolwiek kroki ku temu, by zabezpieczyć swoją przyszłość? Jeśli nie, to czy już wiesz jakie kroki podejmiesz w ciągu najbliższych 6-ciu miesięcy? Jeśli kolejny raz z Twoich ust wybrzmiało gromkie 'nie’, to powiedz mi uczciwie – pracujesz na etacie?
Jeśli prowadzisz jakikolwiek biznes, jeszcze masz szansę: rozwinąć go, odłożyć pieniądze lub uzyskać je z jego sprzedaży i wówczas zainwestować w trwałe aktywa. Ale jeśli na ostatnie pytanie odpowiedziałeś twierdząco, a dodatkowo wszystkie poprzednie spowodowały u Ciebie niemały dyskomfort, to musisz naprawdę solidnie podejść do kwestii swoich finansów i tego, co Cię utrzyma w momencie, kiedy skończy Ci się strumień korporacyjnych pieniędzy.
Twoje obecna sytuacja może wymagać od Ciebie podjęcia tym bardziej drastycznych kroków, im bardziej w sile wieku jesteś. Poniżej 30-stki tak naprawdę dopiero zaczynasz pracować na swój przyszły dorobek, więc pomimo tego, że warto byłoby lada moment poczynić pierwsze kroki inwestycyjne, dopiero odkładasz kapitał na wkład własny i budujesz swoją zdolność kredytową (bo robisz to, prawda?).
Gdy masz już 30-40 lat, a nie masz swojej pierwszej inwestycji za sobą, nadal pracujesz na etacie i na dodatek przez ostatnie 10 lat regularnie zwiększał się Twój standard życia, to tak naprawdę już znajdujesz się na szarym końcu wyścigu o wolność finansową. Nie dlatego, że nie możesz odłożyć odpowiednich pieniędzy, bo zapewne mało nie zarabiasz. Ale idący w górę standard życia jest trudny do odstawienia na bok. Ciężko zrobić krok w tył, gdy inni idą naprzód – ale to jest dla Ciebie jedyny sposób na to, by nie obudzić się za kilkanaście lat z ręką w nocniku.
Jeśli masz 40-50 lat, Twój najlepszy czas już minął. Niemniej jednak bazując na prostych rozwiązaniach, które pozwolą zwiększyć cashflow i odzyskać część zamrożonej w aktywach gotówki, możesz jeszcze wyjść na prostą. Osoby w tym wieku często mieszkają w zbyt dużych domach, których utrzymanie tanie ani łatwe nie jest. Do tego teraz znajdujemy się w momencie silnego wzrostu cen na rynku nieruchomości, stąd w przypadku braku jakichkolwiek emerytalnych alternatyw, możesz zastanowić się nad swoją sytuacją i podjąć decyzję, by zamienić wielki dom/mieszkanie na mniejszy i część pozostałej gotówki odpowiednio zainwestować.
Dla wszystkich Czytelników z grona 50+ mam gorzką pigułkę do przełknięcia – bo jeśli masz tyle lat, a nadal nie zdołałeś stworzyć jakiegokolwiek portfolio inwestycji, które dadzą Ci zabezpieczenie oraz odpowiednią stopę życiową do końca Twoich dni… Cóż, to albo zrobisz to teraz (będzie Cię to kosztowało ogrom wysiłku, podczas gdy Ty chciałeś zacząć odpoczywać…), albo możesz liczyć jedynie na swoje dzieci bądź niebywałą smykałkę do biznesu, której jeszcze w sobie nie odkryłeś (KFC zostało założone przez jego twórcę, gdy ten miał 65 lat na karku, więc nie wszystko jeszcze stracone). Żadna opcja nie jest łatwa, prosta i przyjemna. W inwestycjach najważniejszym czynnikiem stanowiącym o ich sukcesie jest czas, którego Ty już zwyczajnie nie masz.
Czas Na Otrzeźwienie
W jakimkolwiek punkcie byś się nie znajdował, najważniejszym jest, byś zupełnie inaczej spojrzał na to, co do tej pory robiłeś i dokąd zmierzasz, gdybyś przez następne lata miał kontynuować zawczasu obraną ścieżkę. Nieświadomość potrafi być błoga, bo w pewnym sensie zdejmuje z nas ciężar decyzyjności – a często owe decyzje są o tyle trudne do podjęcia, że wymagają od nas pewnych wyrzeczeń.
Żeby nie było, że się wymądrzam – sam musiałem przełknąć niejedną gorzką pigułkę w mojej dotychczasowej karierze. Najbardziej bolesną była bodaj ta, gdy pracując jako Regionalny Dyrektor Sprzedaży przed 30-tką miałem pełną gamę przywilejów, których oczekuje się od takiego stanowiska. You name it, jak to mówią. Problem leżał jednak w firmie, w której pracowałem, gdyż decyzje szefostwa były tak naprawdę podcinaniem gałęzi, na której się siedzi, a planowanie rodziny w takich okolicznościach to dosłownie misja samobójcza.
W tamtym momencie potrzebowałem stabilizacji, więc musiałem zacząć myśleć o zmianie firmy. Chciałem przejść z wynagrodzenia kontraktowego na umowę o pracę (bezpieczeństwo), pracować w firmie o ukształtowanej strukturze (komfort) i podążać klarowną ścieżką kariery (przewidywalność). Po zderzeniu z tym, co oferował rynek pracy bardzo szybko uświadomiłem sobie, że wybierając tę drogę, muszę liczyć się z tym, że moje zarobki spadną do wysokości równej maksimum 1/3 moich ówczesnych wpływów.
Dodam tylko, że było to w momencie, w którym wraz z żoną chwilę wcześniej zamknęliśmy swój sklep mięsny, wkładając w niego niemałą ilość naszych oszczędności (których oczywiście nie odzyskaliśmy), a także byliśmy świeżo upieczonym małżeństwem, gdzie samo wesele i przygotowania do niego pochłonęły resztę tego, co mieliśmy odłożone na koncie.
Cóż, najlepsze decyzje często nie będą tymi najłatwiejszymi do podjęcia, dlatego mimo oczywistych wad finansowych zdecydowałem się na podjęcie pracy w korporacji, która na start dawała mi mniej, niż zarabiałem w tydzień we wcześniejszej firmie.
Wiedząc jednak już, jak działa dźwignia finansowa, co można dzięki niej osiągnąć i w jaki sposób podejść do stworzenia portfolio mieszkań na wynajem, zabrałem się do pracy.
Nie tylko wypełniałem powierzone mi obowiązki, ale dawałem z siebie znacznie więcej, niż ode mnie wymagano, czego efektem było chociażby takie wyróżnienie:

Ale ordery nie były ani przez chwilę tym, do czego dążyłem. Cel, który sobie postawiłem był bardzo prosty i klarowny: stworzenie niezależnego biznesu oraz zrobienie pierwszego mieszkania na wynajem. Ich połączenie miało wypełnić lukę, która powstała poprzez przejście na niższy pułap wynagrodzeń.
Wówczas moja logika nie była w żaden sposób skomplikowana, zwyczajnie chciałem, by w przyszłości to mieszkania na wynajem odciążały nas w trudnych chwilach (jak ta, przez którą właśnie przechodziliśmy).
Koniec końców efekt jest taki, że za ubiegły rok działalności zapłaciłem więcej podatku, aniżeli wynosiła moja pensja w korporacji, a mieszkania na wynajem dają nam znacznie więcej, niż wynosiła moja pensja dyrektorska.
Dlatego raz jeszcze powtórzę – w jakimkolwiek punkcie byś się nie znajdował, najważniejszym jest, byś zupełnie inaczej spojrzał na to, co do tej pory robiłeś i dokąd zmierzasz. Możliwe, że właśnie teraz przyszedł czas na to, byś podjął decyzję, przez którą zrobisz krok w tył, ale która pozwoli Ci zbudować fundamenty, na których w miejsce domku z kart postawisz istny wieżowiec.
Do Pracy Rodacy
Dlaczego namawiam Cię na zmianę stylu życia? Z bardzo prostego powodu – pracując na etacie i wydając zarobione w ten sposób pieniądze, płacisz horrendalne podatki i odsetki. By nie być gołosłownym, weźmy pod lupę przykładowego pracownika korporacji – Jana Kowalskiego.
Ma on pensję 3 000 PLN netto, więc nie zarabia źle. Firma co miesiąc, równo 10-ego każdego miesiąca w święto Matki Boskiej Pieniężnej przelewa mu tę kwotę na konto.
Jan żyje normalnie – ma kawalerkę, za którą płaci ratę w wysokości 800 PLN miesięcznie. Wraz z czynszem i opłatami za media zamyka się w kwocie 1 200 PLN. Jan kupuje auta używane, z odłożonych pieniędzy. Ich średni koszt zakupu to ok. 15 000 PLN, więc jeśli wymienia je co 5 lat, można przyjąć, że mini-ratka za auto wynosi go 250 PLN. Oczywiście trzeba dorzucić do tego uśredniony koszt ubezpieczenia (70 PLN/m-c) oraz paliwa (150 PLN/m-c). Całość wydatków na utrzymanie to 1 670 PLN, które stanowi nieco ponad połowę comiesięcznego budżetu Jana. Z reszty pieniędzy odkłada on co nieco (200 PLN miesięcznie), a resztę wydaje na jedzenie (800 PLN) i przyjemności takie jak kino czy wyjście do restauracji (330 PLN).
Wygląda to całkiem standardowo, nieprawdaż? Spójrzmy zatem, ile pieniędzy kosztują Jana podatki i odsetki, które płaci po drodze za wyżej wymieniony standard życia.
Po pierwsze, jego pensja netto nie jest całkowitym kosztem, jaki musi ponieść pracodawca w związku z jego zatrudnieniem. Ba, nawet jego pensja brutto nie jest całkowitym kosztem, jaki musi ponieść jego pracodawca! Nie wiem czy wiesz, ale istnieje coś takiego jak pensja brutto-brutto lub tzw. super brutto, której Jan nie widział na oczy (przed zatrudnieniem, na umowie, na kwitku, wszędzie widnieje tylko pensja brutto) i to jest dopiero całkowity koszt, jaki musi ponieść pracodawca przy zatrudnieniu Jana czy rzeszy innych etatowców.
Dając Janowi 3 000 PLN netto, pracodawca oddaje państwu kolejne 2 072,41 PLN, więc to, co Jan dostaje na rękę stanowi zaledwie 59% jego całkowitych zarobków! Co więcej, oprócz tego, że Jan już w tym momencie oddaje ponad 40% zarabianych pieniędzy w podatkach i daninach, to gdyby jego pensja wzrosła i przekroczyłby on pierwszy próg podatkowy, od wszystkich pieniędzy zarobionych powyżej kwoty około 85 000 PLN płaciłby aż 32% podatku! Stąd można przyjąć, że 41% daniny przy jego podstawowym dochodzie to minimalny wymiar kary.
Idźmy jednak dalej. Od kredytu hipotecznego, który Jan zaciągnął na kupno i remont kawalerki, bank naliczy mu średnio 310 PLN odsetek miesięcznie (przy założeniu, że oprocentowanie kredytu nie ulegnie zmianie w całym okresie kredytowania). Z czynszu i mediów podatkiem VAT 'dotknięte’ są: odprowadzenie ścieków, dostarczenie wody oraz prąd. Podatek, jaki Jan płaci w związku z ich dostarczeniem i/lub odprowadzeniem to kolejne 30 PLN.
Kupując auto u dilera, pierwszy właściciel musi zapłacić 23% podatku VAT. Gdy chce odsprzedać auto, w żaden sposób nie patrzy on więc na jego wartość netto, tylko brutto – przez co możemy przyjąć, że gdyby nie ów podatek i jego wysokość, to kwota brutto płacona przez Jana (15 000 PLN) byłaby odpowiednio niższa. Załóżmy więc, że sprzedający, chcąc odzyskać jak najwięcej, kieruje się swoim własnym interesem i w kwocie 15 000 PLN zawiera się również początkowy podatek, który dla uproszczenia przyjmiemy jako proporcjonalny do utraty wartości, czyli względnie występujący w tej samej stawce (23%).
Przy kupnie auta używanego dodatkowo płaci się 2% podatku PCC od jego wartości, stąd auto używane zawiera w sobie 3 750 PLN podatku (co w rozbiciu na poszczególne miesiące daje uśrednioną kwotę 62,50 PLN).
VAT i akcyza za paliwo to 88,50 PLN, za jedzenie dodatkowe około 64 PLN, a za serwowane sobie przyjemności Jan płaci kolejne około 70 PLN podatku od towarów i usług.
Chcąc nie chcąc, Jan – który zarabia ponad 5 072 PLN brutto-brutto – oddaje po drodze państwu ze swojej pensji ponad 2 697 PLN, czyli ponad połowę zarobionych pieniędzy.
Tym samym Jan Kowalski, jako pracownik etatowy, musi zadowolić się tym, że jego pensja jest opodatkowana realną stawką rzędu 53%!!!
Słowem, wszelkie przyjemności życiowe Jana są kupowane z pensji, której efektywna siła nabywcza stanowi zaledwie 47% z wypracowywanych całkowitych zarobków. Bo to, że państwo pobiera po drodze podatki i akcyzy producentów czy pośredników nie interesuje. Między sobą ustalają oni warunku sprzedaży na podstawie cen netto, więc to one są odniesieniem dla Jana Kowalskiego, który płacąc pełną cenę w sklepie musi zapłacić przewidziane prawem podatki.
Witaj W Świecie Biznesu
Jak można się szybko wzbogacić, jeśli po drodze trzeba oddać ponad połowę z zarobionych pieniędzy? Odpowiedź jest prosta: nie można.
Autentycznie, nie znam nikogo, kto odłożyłby miliony z pensji etatowej, nie czyniąc żadnych inwestycji po drodze. Za to znam wiele osób, które będąc na etacie, wydają mnóstwo pieniędzy na przyjemności, nie zdając sobie jednocześnie sprawy z tego, że tak wiele muszą poświęcić.
Zatem jeśli nie etat, to co? Są dwie opcje: własny biznes albo inwestycje. Albo wariant premium, czyli jedno i drugie w tandemie.
Dlaczego akurat to? Bo w biznesie i inwestycjach realna stopa opodatkowania jest znacznie, znacznie niższa (o tym za chwilę), biznes i inwestycje lepiej się skaluje (tzw. sky is the limit) i można w jednym i drugim wykorzystać dźwignię finansową (czyli czerpać korzyści z całości inwestycji, podczas gdy jej realizacja wymaga zaangażowania z naszej strony wyłącznie części kapitału, będącego wkładem własnym).
Teraz przenieśmy się do równoległego świata, w którym Jan nie jest pracownikiem etatowym, ale prowadzi własną działalność. Gdyby przyjąć, że Jan przedsiębiorca również otrzymuje wynagrodzenie 3 000 PLN 'na rękę’, to wartość netto faktury, jaką wystawiłby pracodawcy wyniosłaby 4 667 PLN netto. Możesz sprawdzić to tutaj.
Jak pisałem wyżej, w świecie biznesowym ceny ustala się, bazując na wartościach netto, gdyż cały podatek VAT z faktury sprzedażowej Jana firma go zatrudniająca na zasadzie B2B mogłaby odliczyć od swojego VATu ze sprzedaży, przez co rozsądnie byłoby przyjąć, że Jan przedsiębiorca w koszcie dla pracodawcy zrównuje się z Janem etatowcem w okolicy wartości 3 400 PLN 'na rękę’ (nawet gdyby pracodawca nie mógł odliczyć VATu, przyjęcie 3 400 PLN 'na rękę’ jako punktu wyjścia również jest zasadne, gdyż do limitu obrotu 200 000 PLN przedsiębiorca jest zwolniony na mocy ustawy z podatku VAT).
Mając dokładnie ten sam profil wydatków, Jan może część kosztów raty kredytu i opłat bieżących za mieszkanie wrzucić w koszty, gdyż siedzibą firmy jest jego mieszkanie i z niego prowadzi on ową działalność.
Co więcej, wydatki ponoszone na auto również umniejszają jego przychód, a na dodatek odzyska on połowę VATu z tytułu tego wydatku. Podobnie sprawa ma się z ubezpieczeniem oraz paliwem. Słowem, oprócz płacenia minimalnej miesięcznej daniny do ZUSu i US, Jan przedsiębiorca odzyskuje ponad 100 PLN w podatku VAT i kolejne 200 PLN jako możliwość zaliczenia części ponoszonych wydatków jako koszty prowadzenia działalności.
Dzięki wyżej wymienionej 'optymalizacji’, Jan nie tylko zarabia 'na starcie’ prawie 400 PLN więcej, ale odzyskuje w rozliczeniu rocznym średnio 300 PLN miesięcznie.
Łącznie daje to około 700 PLN miesięcznie, które Jan przedsiębiorca zachowuje w kieszeni względem Jana etatowca. Jest to kwota, która w ciągu 3 lat może mu sfinansować wkład własny w jego pierwsze mieszkanie na wynajem, które to z kolei da mu minimum 1 500 PLN ekstra miesięcznego przepływu pieniężnego.
Przyrównując raz jeszcze Jana etatowca do przedsiębiorcy, w przypadku odpowiednich awansów i wzrostu zarobków na etacie do kwoty 10 000 PLN 'na rękę’, Jan pracujący na zasadach B2B będzie mógł dysponować kwotą 13 000 PLN, czyli nie o 13% ale aż o 30% wyższą! Dolicz do tego podatki VAT i ekstra koszty, które Jan może uwzględnić w rozliczeniu rocznym, a okaże się, że w jego przedsiębiorczej kieszeni zostaje ekstra 4 000 PLN czy 5 000 PLN.
Skalując biznes i delegując najbardziej uciążliwe czynności pracownikom, Jan przedsiębiorca może bardzo szybko dojść do momentu, w którym nie tylko będzie zarabiał znacznie więcej (wybierając podatek liniowy w wysokości 19%, Jan przedsiębiorca nie martwi się tym, że wraz ze wzrostem jego dochodu wzrosną nieproporcjonalnie płacone przez niego podatki) i gromadził przez to dużo więcej kapitału (jak widać powyżej), to jeszcze ów kapitał pozwoli mu generować dodatkowy cashflow, będący jego drugim filarem.
Za drugi filar Jan również praktycznie nie zapłaci żadnego podatku (dlaczego tak jest, opisałem m.in. w artykule poświęconym optymalizacji podatkowej). Całość ta – biznes połączony z inwestycjami – sprawia, że zanim Jan zapłaci jakikolwiek podatek, najpierw inni (np. jego najemcy) płacą jemu, potem Jan w rozliczeniu z fiskusem uwzględnia część bądź całość ponoszonych przez siebie comiesięcznych wydatków, a dopiero na końcu płaci jakiekolwiek daniny. Przez to właśnie mówi się, że w biznesie najpierw płacisz sobie, a dopiero potem innym.
W przypadku etatu sytuacja jest zgoła odwrotna, gdyż Jan 'korpoludek’ zanim dostanie wynagrodzenie na konto, pracodawca zawczasu zapłaci za niego należne podatki w pełnej wysokości, a z ponoszonych wydatków nic nie stanowi w rozumieniu kodeksu pracy kosztów uzyskania przychodu. Z wypłatą 'na ręke’ Jan już nic nie może zrobić, a wszelkie podatki, jakie zapłaci za doczesne życie w żaden sposób do niego nie wrócą.
Quo Vadis, czyli Kaj Leziesz, Janie?
Nie chciałbym, byś zagłębiał się teraz w matematykę i liczył, ile pieniędzy tracisz co miesiąc, jeśli wybrałeś drogę etatową. Nie to jest celem tego artykułu.
Moim zadaniem, jak zawsze zresztą, jest uświadomić Ci pewne schematy, o których nie usłyszysz w telewizji (bo kto chciałby zdać sobie sprawę, że płaci podatki w wysokości 53%?), a które mają bezpośredni wpływ na to, jak żyjesz obecnie i co czeka Cię tuż za rogiem.
Nie chcę też byś myślał, że jutro powinieneś pójść do swojego szefa i rzucić mu wypowiedzeniem na stół, oj nie. To byłaby skrajna głupota!
Jak wspomniałem wcześniej, sam również przeszedłem przez etap pracy na etacie i gdyby nie on, nie miałbym tego, co mam obecnie. Ale owy etap przechodziłem z jedną myślą w głowie – wykorzystania go w maksymalnym stopniu do pracy na moją korzyść, gdyż nie chciałem wiecznie pracować na korzyść firmy czy państwa.
Będąc pełnym gębą etatowcem zacząłem od zminimalizowania kosztów własnych (wiązało się to z odpuszczeniem wielu przyjemności, jak choćby jakichkolwiek wakacji na prawie 3 lata), odłożenia kapitału na wkład własny w naszą pierwszą inwestycję oraz spłacenia wszelkich krótkoterminowych kredytów i pożyczek, których oprocentowanie dosłownie zżerało nasze wpływy do budżetu.
Z odbudowanym portfelem domowym przystąpiliśmy z żoną do intensyfikacji naszych działań na polu inwestycyjnym, a także rozwijaliśmy razem biznes związany z przygotowywaniem mieszkań na wynajem dla klientów. Do dziś pamiętam, jak wstawałem wówczas o 5:30, jechałem do pracy, wracałem z niej o 18:30, jechałem dalej na prowadzone remonty, aby nadzorować prace i lądowałem w domu około 22:00. I tak od Poniedziałku do Piątku, zostawiając Sobotę na ogarnięcie zakupów na remonty w Leroy Merlin i tym podobnych marketach, a Niedzielę na odpoczynek.
Nie było łatwo, ale patrząc wstecz z pewnością mogę powiedzieć, że było warto.
Obecnie gdy wstaję o 5:30, to o 6:15 jestem nad jeziorem, żeby pomorsować:

a potem pracuję około 4-5 godzin (OK, czasami wychodzi i po 12, ale uśredniając, prowadzony biznes wymaga ode mnie tylko kilku godzin dziennego zaangażowania), resztę czasu przeznaczając na siebie (treningi, przyjemności), rodzinę (spacery, randki z żoną) i rozwój MPB.
Jakby tego było mało, to w międzyczasie przez każdą minutę miesiąca ciężko pracują na nas mieszkania na wynajem, które z żoną posiadamy, a które wymagają od nas uwagi przez około 3 tygodnie w roku (zliczając w to wszystkie czynności związane z ich wynajmem oraz późniejszym zarządzaniem).
Czy etat to dobra rzecz? Tak, bo pozwala Ci ustabilizować swoją sytuację oraz na spokojnie przemyśleć kolejne działania.
Czy etat to najlepsza droga do wolności finansowej? Tylko w początkowej fazie, gdyż brak rygoru finansowego i myślenia o inwestycjach na początku kariery najczęściej skutkuje życiem ponad stan i wydawaniem pieniędzy na lewo i prawo, przy czym inwestycje w tego typu przypadkach traktowane są po macoszemu.
Dlatego jeśli nie pracujesz i nie pracowałeś na etacie, skup się na rozwinięciu tego, co obecnie robisz do momentu, w którym Twój indywidualny angaż będzie jak najmniejszy i odkładaną gotówkę przeznaczaj na inwestycje, których przekrój opisałem chociażby w artykule poświęconym mojej strategii inwestycyjnej.
Jeśli jednak etat to Twoja codzienność, spójrz sobie prosto w oczy, zastanów się nad tym ile miesięcznie wydawałeś na swoje utrzymanie kilka czy kilkanaście lat temu, porównaj to z poziomem obecnych wydatków (postaraj się nie przerazić w międzyczasie), zredukuj do minimum swoje koszty życia zaczynając już od następnego miesiąca (mówię serio!) i zacznij myśleć o tym, w jaki sposób możesz wykorzystać swoją zdolność kredytową i co dzięki niej w kwestii przychodu pasywnego możesz w najbliższym czasie osiągnąć.
Koniec końców, każdy z nas ma jedno życie, a znacznie lepiej będzie, jeśli ktoś w nim będzie ciężko pracował na Ciebie, aniżeli Ty miałbyś w pocie czoła harować na innych.
O ile wiele rzeczy można kupić, tak raz straconego czasu i wydanych pieniędzy już nie odzyskasz, już ich nie ma. Zatem niech etat i jego przywileje nie będą dla Ciebie ostatnią prostą na ścieżce finansowej, ale chwilą wytchnienia na drodze do pełnej wolności.