Są czasy, w których inwestorzy są nastawieni w stosunku do rynku bardzo optymistycznie. Taki okres trwał moim zdaniem od 2012 roku do przełomu Listopad/Grudzień roku 2018. Wówczas, poza oczywistą spekulacją, generowanie sensownych zwrotów z ewentualnych inwestycji nie jest zbyt trudne i biorąc pod uwagę nawet najprostszą strategię kupowania tzw. gotowców (np. ETF-ów), inwestor może oczekiwać nawet dwucyfrowych zwrotów w skali roku z zainwestowanego kapitału.
Jednak po każdym rynku rządzonym przez byka przychodzi czas korekty, a tendencje i nastroje inwestorów zmieniają wtedy kurs o 180 stopni. Ogólnym trendem w takim przypadku jest odwracanie się większości graczy w kierunku tzw. commodities, czyli rynku surowców oraz metali szlachetnych.
Największym zainteresowaniem cieszy się oczywiście złoto – jako kruszec, który przez ponad 5 000 lat historii niejednokrotnie potwierdzał swoją siłę jeśli chodzi o zachowanie wartości w czasie. Pisałem o tym między innymi w artykule, w którym tłumaczę, dlaczego powinieneś uwzględnić inwestycję w złoto w swoim portfolio.
Kiedy jednak podejmować decyzję o tym, by swoje aktywa przesunąć w kierunku surowców? Kiedy z powrotem spieniężyć surowce, by zainwestować ów kapitał w akcje?
Cóż, na to pytanie nie ma idealnej odpowiedzi, jednak istnieje pewna strategia, o której nie przeczytasz nigdzie w gazetach i nie usłyszysz w żadnej telewizji. Jest ona bardzo, ale to bardzo prosta – na przestrzeni ostatniego wieku wygenerowałaby wyłącznie 6 sygnałów Kup/Sprzedaj, czyli średnio licząc 1 sygnał co niecałe 17 lat.
Wiem, brzmi to dość 'niedorzecznie’, ale zanim w jakikolwiek emocjonalny sposób ocenisz to, co przed chwilą przeczytałeś, pozwól aby liczby przemówiły same za siebie.
Nieustająca Narracja Wall Street
Od wielu lat słyszę mantrę powtarzaną przez 'ekspertów od rynków kapitałowych’, że najlepiej jest trzymać pieniądze w akcjach, gdyż niezależnie od chwilowej koniunktury, długoterminowa inwestycja w te aktywa zwraca się z nawiązką. Oczywiście, nie każdy z owych 'ekspertów’ używa dokładnie takich słów. Czasem mogą one przybrać nieco inną formę, niemniej jednak ich sens pozostaje mniej więcej ten sam – sprzedawaj akcje tylko wtedy, kiedy dana firma jako biznes nie rokuje zbyt dobrze, a chwilowe wahnięcia ceny zwyczajnie przeczekaj.
Oczywiście, ktoś może mi zarzucić, że w artykule poświęconym inwestowaniu w akcje również mówiłem o perspektywie czasowej idącej w lata. Jednak zwróć uwagę, że czym innym jest kupienie niedowartościowanej spółki (a tylko takie rozważam w swoim portfelu), poczekanie na odpowiednią reakcję rynku i zdrową wycenę danego biznesu, a następnie zrealizowanie zysku poprzez wycofanie się z danej pozycji, a czym innym długoterminowe trzymanie akcji danych spółek niezależnie od chwilowej koniunktury.
Dlatego poza podejściem nazywanym przeze mnie Value Investing, które dla oratorów długoterminowych inwestycji są tak naprawdę niemalże spekulacją, polecam Ci przyjrzeć się temu, co za chwilę Ci przedstawię w kwestii zbudowania własnego portfolio akcji pracujących na odpowiednie zyski kapitałowe. Owe podejście idealnie wpisuje się w część mojej ogólnej strategii inwestycyjnej, stanowiąc odpowiedni fundament do analizowania Dojnych Krów czy Wschodzących Gwiazd.
W końcu, mając nawet najlepszą strategię inwestycyjną musisz w pewnym momencie zadać sobie pytanie – czy to jest dobry moment na to, by zainwestować w akcje? I na to pytanie odpowiem Ci poniżej.
Słowo 'złoto’ w tytule tego artykułu nieprzypadkowo połączone jest ze słowem 'gorączka’. Sugeruje to powrót do czasów, gdy niemalże wszyscy w USA w ten czy inny sposób zajmowali się wydobyciem tego błyszczącego kruszcu, kiedy to w myślach zwykłych zjadaczy chleba krążyły marzenia związane z tym, co ów John Doe zrobi z całym majątkiem, który czeka na niego na dnie koryta rzeki, którą właśnie przeczesuje.
I tak jak niegdyś ludzie niemalże rzucili się na wydobycie złota, tak obecnie fazą swoistej 'gorączki’ są czasy, w których ogół społeczeństwa traci zaufanie do rynku akcji, gdy euforia spowodowana niebotycznymi zyskami i procentami idącymi w wartości trzycyfrowe opada. Wówczas na rynku pozostają tzw. fundamenty, czyli bardzo konkretne przesłanki dotyczące tego, czy dany biznes dzięki swojemu modelowi i strategii przetrwa chwilowy kryzys – a ich analiza ani łatwa, ani przyjemna nie jest.
Dlatego, wybierając to co łatwe i proste, inwestorzy naturalnie kierują się ku temu, co znają, co lubią, co wiedzą że działa i co w dość prosty sposób mogą nabyć.
Przez to w czasach kryzysu wyjątkowym zainteresowaniem cieszą się metale szlachetne ze złotem na czele, a ich masowe kupowanie nazywa się nadal potocznie gorączką.
Jak więc wygląda obecnie rynek złota w porównaniu do rynku akcji oraz, najważniejsze, na czym polega wspomniana przeze mnie strategia?
Gold Is Not Sexy
Zacznijmy od rynku złota. Nie jest tajemnicą, że ostatnimi czasy w ogóle nie było ono sexy. Gdy kolejne firmy pokroju Netflixa, Tesli, Lyfta, WeWorka i innych im podobnych dominowały na paskach programów analizujących sytuację rynkową, któż w ogóle mógłby pomyśleć o tym, że pieniądze w tym czasie można inwestować w cokolwiek innego?
A na rynku złota, zupełnie jakby poza radarem 'analitycznych guru’, rozgrywają się właśnie największe karty.
Barrick przejęło Randgold Resources w transakcji, dzięki której ich łączna wartość rynkowa szacowana jest na 18,3 MLD USD, a ich roczne wydobycie sięgnie 5,5 MLN uncji rocznie, plasując Barrick & Randgold w zdecydowanej czołówce branży.
Następnie mniej więcej dwa miesiące po tym wydarzeniu Newmont, inny potentat branży, ogłosił swoją chęć zwiększenia własnej podaży poprzez przejęcie Goldcorp w transakcji, której wartość oszacowano na 10 MLD USD.
Barrick nie chciało bezczynnie się temu przyglądać i odpowiedziało swoistym kontratakiem, wystosowując największą w historii rynku ofertę przejęcia Newmont, opiewającą na 17,8 MLD USD. Po paru słownych przepychankach Barrick zdjęło swoją ofertę, dogadując się z Newmont w kwestii stworzenia Joint Venture w okolicach Nevady, gdzie obie firmy posiadają 19 pól wydobywczych niemal jako sąsiedzi.
Wieści te spowodowały znaczne ożywienie branży, uważanej dotąd jako niemal 'żywego trupa’. Znalazło to oczywiście odzwierciedlenie w cenie samego kruszcu, który od wieści o pierwszym przejęciu w branży jest na fali wzrostu, notując w międzyczasie 10-miesięczne ATH na poziomie 1340 USD za uncję:

Mamy więc zwiększone zainteresowanie kruszcem samym w sobie – a jak ma się sprawa z wydobyciem? Cóż, pisałem o tym już na początku tego roku, że biorąc pod uwagę odkryte na przestrzeni ostatnich lat złoża, sytuacja jest wręcz dramatyczna.
Pierre Lasonde, były CEO Newmont Mining, otwarcie przyznał, że porównując znalezione w ciągu ostatniej dekady złoża z tym, co udawało się znaleźć w latach 70′, 80′ czy nawet 90′ obecne poszukiwanie złota wygląda niemal jak szukanie ostatnich nitek wody na najgorętszej pustyni świata. Po prostu, zasoby się kończą i niebawem będzie można eksplorować jedynie te już odkryte.
Nie dziwi więc wzmożona aktywność M&A (mergers & acquisitions) na tym rynku, widoczna w ciągu ostatnich miesięcy.
Złoty Wskaźnik
Połączmy jednak wszystko razem – czyli rynek akcji oraz złota – i stwórzmy swego rodzaju wyznacznik, który stanowić będzie o naszych decyzjach zakupowych.
Otóż o ile akcje reprezentują pośrednio pieniądz, tak nie są one pieniądzem w jego czystej postaci. Nie możesz iść do sklepu i wymienić akcji na chleb czy masło. Podobnie sprawa ma się z kruszcem, chociaż on zapewne szybciej znalazłby aprobatę w dzisiejszych czasach aniżeli akcje.
Dlatego, dla pewnego uproszczenia, zarówno akcje jak i złoto wycenia się w walucie fiducjarnej. Najczęściej jest ona wyrażana w dolarze, który to obecnie stanowi dominującą walutę rozrachunkową na świecie. Jednak problem z walutami fiducjarnymi jest dosyć prosty – nie reprezentują one de facto żadnej realnej wartości, a stanowią w praktyce jedynie wartość umowną, gdyż są papierem dłużnym. Ich największą bolączką jest inflacja, która to działa na niekorzyść konsumentów, a której pełną kontrolę posiadają zupełnie niewybieralne osoby.
Z tego prostego powodu powinieneś mentalnie przestawić się na wycenianie rzeczy wokół Ciebie w czymś, co stanowi pieniądz od ponad 5 000 lat – czyli w złocie właśnie.
Krótkoterminowa wartość będzie bardzo zbliżona do wartości wyrażonej w walucie fiducjarnej, jednak myśląc perspektywicznie, wartość wyrażona w 'prawdziwym pieniądzu’ będzie znacząco różnić się od ceny wyrażanej w papierkach na przestrzeni kilkudziesięciu lat.
Nie ma sensu więc, dla podejmowania ogólnych strategicznych decyzji, posługiwanie się jakąkolwiek walutą fiducjarną jako wyznacznikiem wartości (nie ceny tylko wartości).
I tu dochodzimy do sedna, bo oto w bardzo prosty sposób – sprawdzając chwilową cenę złota wyrażoną w dolarach czy złotych – możemy według owej chwilowej ceny wyrazić wartość każdego instrumentu w owym kruszcu.
Dla przykładu, metr kwadratowy w budynku mieszkalnym wielorodzinnym w 2009 roku kosztował średnio 3 891 PLN, podczas gdy uncja złota zanotowała dołek na poziomie 2 750 PLN. Potrzeba było wówczas 1,42 uncje złota, aby nabyć 1 metr kwadratowy w budynku mieszkalnym w Polsce.
W 2012 roku natomiast wystarczyło już tylko 0,69 uncji złota, aby nabyć 1 metr kwadratowy w budynku mieszkalnym wielorodzinnym.
Obecnie jest to również znacznie mniej, aniżeli 1 uncja.
Mam nadzieję, że już mniej więcej wiesz, dokąd zmierzam?
Przejdźmy zatem do rynku akcji. Jednym z najczęściej śledzonych przez analityków giełdowych indeksem, ilustrującym kondycję gospodarki w USA, jest Dow Jones Industrial Average.
Zawiera on pakiet kilkudziesięciu firm (ich ilość zmieniała się na przestrzeni lat, obecnie jest ich 30), które notowane są na giełdzie, a ruch w górę bądź w dół danej firmy odzwierciedlany jest proporcjonalnie przez punkty owego indeksu.
Cała jego wartość punktowa stanowi o wartości wszystkich firm, które w jego 'koszyku’ się znajdują, stąd możesz pokusić się o analizę tego, czy obecnie akcje są drogie czy tanie, wyrażając ich cenę w złocie.
I tak, po bardzo prostej analizie (oczywiście, że zrobiłem ją za Ciebie), naszym oczom ukazuje się całkiem zgrabny wykres:

Jak na dłoni widać na nim, że w czasach względnego spokoju złoto nie cieszy się zbytnim zainteresowaniem, podczas gdy w latach niepewnych ekonomicznie (np. okres II WŚ i turbulencji ją poprzedzających) inwestorzy niemal panicznie wyprzedają wszelkie aktywa, by ulokować je w złocie.
Jak sytuacja wygląda obecnie? Od 2008 roku, tuż po kryzysie finansowym, inwestorzy ewidentnie zaczęli być bardziej optymistyczni. Wycena DJIA liczona w uncjach złota sięga obecnie wartości 21 uncji za cały indeks. Patrząc historycznie, jest to wycena mówiąca o istniejącej dużej euforii na rynkach, co przecież zbiega się z tym, o czym pisałem choćby i tutaj.
W systemie wyceny DJIA w ozt byłby to ewidentny sygnał do sprzedaży akcji oraz ulokowania tych pieniędzy w kruszcu. Jak jednak stwierdzić, kiedy drogo oznacza naprawdę drogo?
Przejdźmy Do Podstaw
Inwestując, zawsze trzeba myśleć o tym, by kupować tanio i sprzedawać drogo (tak, to naprawdę jest takie proste) oraz by w pierwszej kolejności myśleć o ochronie kapitału. Przez to bardzo nierozsądnym byłoby czekać, aż DJIA zostanie wyceniony na 30 uncji, podczas gdy jego wyprzedaż może zacząć się na poziomie 27 uncji. I podobnie, nierozsądne byłoby inwestować wszystkie swoje pieniądze w złoto w momencie, gdy DJIA kosztuje 10 uncji, podczas gdy w ultra-pesymistycznym momencie może on kosztować nieco ponad uncję.
I tak, licząc w uncjach złota, indeks DJIA jest tani w momencie, gdy możemy nabyć go za około 5 uncji. Drogo natomiast – odnosząc się do powyższego wykresu – robi się w momencie, gdy osiąga on cenę około 15 uncji.

Stosując to podejście, jak pisałem na wstępie, przez ostatnie 100 lat wykonałbyś jedynie 6 transakcji Kup/Sprzedaj. W 1918 roku kupiłbyś akcje, by potem sprzedać je w 1929 r i ulokować ich równowartość w złocie. 2 lata później zamieniłbyś kruszec z powrotem na akcje, by powrócić do niego w 1958 roku.
W 1974 r oraz w 1996 r wykonałbyś swoje dwa ostatnie inwestycyjne ruchy, kończąc wynik ze stopą zwrotu 58 500 %. Każda uncja złota posiadana przez Ciebie w 1918 roku dałaby Ci obecnie 58,5 uncji. Licząc w dolarach, wynik jest jeszcze bardziej spektakularny (tutaj idealnie widać długofalowe działanie inflacji). Każde 20 USD z 1918 roku (tyle wówczas kosztowała jedna uncja) byłoby warte obecnie 71 800 USD, czyli Twój wynik wyrażony w walucie fiducjarnej wynosiłby 359 000%!
W tym samym czasie, zwykłe trzymanie akcji dało mniej więcej 10-krotnie gorszy rezultat. Te same 20 USD zainwestowane w akcje i trzymane po dziś dzień byłoby obecnie warte około 6 700 USD (nie liczę dywidend czy podatków, które mogłyby wystąpić po drodze).
I tak jak wielu inwestorów nie docenia złota z uwagi na ograniczoną płynność, tak ci sami ludzie znacznie przeceniają możliwości generowania zysków przez akcje. Szczególnie w czasach euforii, po której zawsze następuje solidna korekta.
Wyrażając wartość akcji w uncjach złota, na przestrzeni ostatnich 100 lat były one tylko dwukrotnie droższe, aniżeli są obecnie. Widać to idealnie na wykresie powyżej.
W 1966 roku DJIA wyceniany był na 27 uncji, by do roku 1980 stracić 95% wartości, lecąc na łeb na szyję do poziomu 1,3 uncji.
Natomiast w roku 2001, na skraju przepaści sztucznych wzrostów spółek internetowych, DJIA był wyceniany na 40 uncji, by w roku 2011 (gdy kurz po kryzysie już opadł) spaść do poziomu około 6 uncji, zgarniając stratę rzędu 85% po drodze.
Nie bez powodu co i rusz powtarzam – zrealizuj swoje obecne zyski na płynnych rynkach czy inwestycjach, na których wzrost wartości czekałeś, by owe pieniądze przenieść w kierunku znacznie bezpieczniejszych aktywów, takich jak złoto.
Wyżej opisana strategia pozwoliłaby Ci zwiększyć swoją majętność 58-krotnie, podczas gdy w pełni ochroniłaby Cię przed inwestorskim FOMO, czyli fear of missing out. Po prostu, nie miałbyś na sobie w żaden sposób presji decyzyjnej, a w odpowiednich fazach cyklu (trzymania akcji bądź złota) mógłbyś ewentualne nadwyżki dalej lokować na rynku, który aktualnie gościłby w Twoim portfelu.
Wiem, zdaję sobie z tego sprawę – zrobienie 6 transakcji przez 100 lat brzmi jak głupota, ale wyniki mówią same za siebie. W końcu, nie bez powodu Warren Buffett powtarza, że rynek akcji jest miejscem, w którym pieniądze transferują od ludzi nerwowych do cierpliwych. Punkty decyzyjne 5-15 mogą być też dla Ciebie sygnałem, w co lokować wypracowywane na bieżąco zyski, więc poza zmianą orientacji portfela inwestycyjnego na linii akcje-złoto, możesz cały czas uczestniczyć w rynku (o ile masz na to ochotę), dokupując aktywów, które w danym momencie wskazuje powyższy wykres.
Zawsze jednak należy pamiętać o tym, by po pierwsze: nie tracić. Jest to autentycznie najlepsza porada inwestycyjna, jaką ktokolwiek, kiedykolwiek mógłby Ci dać. Dlatego zawsze miej ją przed sobą, zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję inwestycyjną.
Warto też, na sam koniec, wrócić do tytułu tego artykułu – bo o tym, że na rynku złota niebawem zrobi się gorąco wiedzą już chyba wszyscy. Włącznie z tymi, którzy na co dzień przekonują Cię do walut papierowych, gdyż obecnie banki centralne, a więc ludzie stojący za walutami fiducjarnymi, skupują złoto w tempie nie widzianym od ostatnich 6 lat. Przypadek? Nie sądzę.
Jak najbardziej się zgadzam, zgodnie ze starą zasadą „Kupuj kiedy wszyscy sprzedają, sprzedawaj kiedy wszyscy kupują”.
Ja traktuję złoto jako polisę ubezpieczeniową na wypadek wzrostu stóp procentowych i gwałtownego wzrostu odsetek od hipotek.
Pytanie – jaki procent całości majątku polecasz trzymać w złocie, przy założeniu że poziom zakredytowania na nieruchomościach to około 50% ich obecnej ceny…
Złoto jest zdecydowanie najlepszą, potwierdzoną przez tysiące lat historii, polisą ubezpieczeniową i czymś w rodzaju anty-waluty (w odniesieniu do walut papierowych).
Procent alokacji środków w złocie opisałem w artykule poświęconym mojej strategii inwestycyjnej: https://mojplanb.pl/strategia-inwestycyjna-mpb – oczywiście, należy zawsze wziąć po uwagę swoją indywidualną sytuację, jednak podane tam wartości są moim zdaniem świetnym wyznacznikiem. Nie sugerowałbym się tutaj procentem zakredytowania, a bardziej pomyślał o perspektywie czasowej wspomnianej w artykule.