Z pieniądzem w postaci papierowej (banknoty) lub wirtualnej (płatności kartą) miałeś styczność pewnie nie raz – czy jednak kiedykolwiek zadałeś sobie pytanie, w jaki sposób działa obrót pieniądza? Dlaczego za coś nadrukowanego na papierze możemy nabyć realne rzeczy? Albo w jaki sposób pieniądze fizycznie są przekazywane stronie sprzedającej podczas wirtualnej transakcji kartą płatniczą? Ktoś je przewozi codziennie z oddziału do oddziału czy między miastami?
Idąc dalej, czy zastanawiałeś się, skąd biorą się pieniądze, które ludzie biorą na kredyt? Czy bank musi je najpierw zarobić i dopiero wtedy może pożyczyć nadwyżki – tak jak miałoby to miejsce np. w Twoim gospodarstwie domowym?
Jeśli odpowiedź na którekolwiek z powyższych pytań jest dla Ciebie kłopotliwa, nie wynika to z faktu, iż nie rozumiesz praktycznej strony rynku (otrzymywania przelewu z pensją, wypłacania pieniędzy z bankomatu, płacenia gotówką czy kartą w sklepie), jednak by zrozumieć czym jest blockchain (nowy system wymiany wartości), koniecznie jest byś rozumiał niuanse rządzące światem tradycyjnym również od strony teoretycznej – czyli zasad, na których się on opiera.
Cofnijmy się teraz w czasie o mniej więcej kilka tysięcy lat. Z uwagi na rozwój produkcji rękodzieł, wzmożona została aktywność handlowa między ludźmi, co doprowadziło do powstania zawodu kupca (z ang. merchant – zapamiętaj to proszę!).
Kupcy handlowali tymi wyrobami, wożąc je z jednego regionu do drugiego i z powrotem. Najbardziej popularna była wtedy barterowa wymiana wartości, to znaczy wymienianie towaru na towar (jedne rękodzieła za inne, np. szaty za naczynia).
Jednak wożenie tabunów rzeczy nie należało do najbardziej wygodnych i praktycznych, dlatego zbawieniem dla kupców okazały się kruszce (między innymi brąz czy w późniejszych czasach złoto). Spopularyzowane przez kupców metale szlachetne, w pewnym momencie trafiły do powszechnego obrotu pod postacią (najczęściej) wybijanych monet.
Łatwa wymiana oraz poręczność tej formy kruszców wzbudziły we wszystkich mieszkańcach nowo powstałych miast chęć ich używania w życiu codziennym (łatwiej było kupić świnię za monety, aniżeli za jej równowartość w towarze, np. cztery kozy).
To z kolei doprowadziło do utworzenia centralnych magazynów z monetami oraz miastowych / państwowych mennic, które owe monety produkowały – dzięki temu system wymiany monetarnej zaczął przybierać szerszy wymiar.
Wraz z utworzeniem pierwszych magazynów w ratuszach czy świątyniach i uznaniem monet za oficjalny środek płatniczy danych regionów, wymiana barterowa była coraz rzadziej spotykana. Mieszkańcy miast i osad używali monet nie tylko do kupna produktów, ale także do opłacania wszelkich podatków, które były należne władzom danego regionu.
I tu natrafiamy na niezwykle ciekawy epizod w historii pieniądza – by go jednak zgłębić, musimy przenieść się do Włoch z okresu średniowiecza i początków renesansu. Wtedy to Żydzi, uciekając przed hiszpańskim prześladowaniem, przemieścili się głównie do Florencji oraz Wenecji, jako miast mogących poszczycić się największym rozkwitem w tamtym czasie.
Ówczesne chrześcijaństwo zabraniało lichwy, więc wszelkie pożyczki w kruszcach czy monetach były bardzo nisko oprocentowane. Jednak to ograniczenie nie tyczyło się Żydów (z uwagi na inną wiarę), dlatego jako jedyni w regionie rozkwitu świata finansów mogli udzielać wysokooprocentowanych pożyczek. Nie było problemem dla nich nawet to, że prawnie nie mogli być właścicielem nawet skrawka ziemi – na rynkach miast (słynnych piazzas) stawiali własne ławki (z włoskiego banco), na których w początkowym okresie udzielali pożyczek rolnikom w zamian za przyszłe zbiory ziaren.
Z uwagi na wysokie ryzyko związane z nieurodzajem, pożyczki te opiewały na procent, który Kościół Katolicki z pewnością uznałby za lichwę. Jednak niczym nieskrępowani Żydzi świetnie rozwijali swoją działalność, z czasem uzyskując duże zaufanie społeczeństwa.
Poza pożyczkami, zaczęli z wyprzedzeniem wypłacać rolnikom zaliczki na poczet przyszłych dostaw do portów, zarabiając na różnicy między obniżoną ceną kupna przed zbiorami, a rynkową ceną przyszłą.
Obydwa rodzaje transakcji przysparzały mimo wszystko dużo pracy – a że człowiek jest leniwy z natury, to lubi sobie życie upraszczać. I tak z czasem niektórzy Żydzi zaczęli handlować długiem (kredytem), co sprawiło że niektóre ławki stały się miejscem, w którym z jednej strony swoje pieniądze (jako depozyt) zostawiali kupcy nabywający ziarno, a z drugiej te same pieniądze (pomniejszone o prowizję) dostawali rolnicy na uprawę zbóż.
W ten sposób, człowiek wprowadził do obiegu noty bankowe, które były podpisane przez kupców i gwarantowane przez dany bank kupiecki konkretnym depozytem.
Obecnie wygląda to właściwie identycznie – Ty zakładasz w banku depozyt ze swojego urobku, a bank w zamian gwarantuje Ci saldo na koncie na podstawie potwierdzenia wpłaty (wydanego w formie elektronicznej lub papierowej).
Wracając jednak do naszego przykładu kupców – zakładali oni depozyty z dużym wyprzedzeniem, by móc zagwarantować sobie odpowiednią ilość ziarna. Z drugiej strony, te pieniądze czekały na rolników, którzy wykorzystywali je stopniowo, nie podejmując całych kwot od razu, w jednym momencie.
Co więc można zrobić z pieniędzmi, które tak sobie po prostu leżą przez ponad pół roku? Zostawić je? A nie wpadłeś już na pomysł, że w sumie można by je pożyczyć i dodatkowo na tym zarobić?
Cóż, Żydzi na to wpadli… i jednym szło lepiej, innym gorzej. Jeśli gorzej, to wtedy taką ławkę, która straciła depozyty swoich klientów nazywano banca rotta, czyli dosłownie zepsuta ławka (słowo bankrupt z j. ang. wywodzi się wprost z tego określenia, polski bankrut też ma z tym sporo wspólnego). Jeśli szło lepiej, ławka kupiecka zyskiwała sympatyków oraz związane z tym nowe depozyty, które pozwalały jej rozwijać działalność (tworząc dzisiejsze banki komercyjne, czyli z ang. merchant banks).
Jednak po przewrotach we Włoszech, związanych z totalną reorganizacją kraju i przymusowym zjednoczeniem, Żydzi zaczęli emigrować na zachód i osiedlali się głównie na terenach obecnych Niemiec oraz… Polski z czasów Piastów. Oczywiście kontynuowali swoją działalność finansową, a jedną z najbardziej znanych do dziś (!) rodzin z XV-XVI wieku jest rodzina… Rothschildów. Co warte uwagi – dalej kontynuuje ona swoją działalność finansową na świecie, wliczając w to spółkę RCF Polska Sp. z o.o..
Czyżby nikt z rodu, przez tak długi okres nie wpadł na pomysł zmiany branży na budowlaną? Albo produkcyjną? Jest tyle gałęzi gospodarki, w których można by rozwinąć swoją działalność, a mówimy tu przecież o historii ponad 20 pokoleń… Cały czas finanse? Naprawdę?!
Cóż, jeśliby spojrzeć na lobby sektora bankowego oraz zmiany w systemie wymiany wartości (obrotu pieniądza i jego kreowania) pozwalające bankom uprawiać niemalże hazard bez jakiejkolwiek poważnej odpowiedzialności, okazuje się, że trudno by znaleźć bardziej zyskowny sektor, który jednocześnie obarczony jest tak znikomym ryzykiem
Niegdyś to państwa kontrolowały banki, obecnie to banki kontrolują państwa. W końcu, żeby zostać wybranym, trzeba coś obiecać. Aby coś obiecać, trzeba pieniądze wydać. Co jednak zrobić, jeśli się ich nie ma? Można się zadłużyć.
Jednak zadłużanie się ma swoje granice – w końcu żaden rząd nie może bezkarnie drukować pieniędzy w nieskończoność. A jednak, stado polityków, nie tylko w Polsce, myśli że robiąc dalej dokładnie to samo, uzyskają inny efekt.
I zanim posądzisz mnie o czarnowidztwo, dobrze by było, gdybyś odrobił małą lekcję z nowożytnej historii.
Rok 1998 i kryzys w Argentynie – politycy (w porozumieniu z bankami) zamrozili konta obywatelom, tym samym ograniczając im dostęp do ich pieniędzy wedle własnego uznania. By 'ratować’ kraj zamienili oszczędności ludzi na nic niewarte wówczas obligacje, których nawet nie można było od razu sprzedać. Konta zostały odmrożone dopiero po 4 latach i każdy obywatel stracił (z uwagi na spadek kursu ARS/USD) 70% realnej wartości własnych oszczędności!
Rok 2013 i kryzys na Cyprze – scenariusz się powtarza: zamrożone konta, ograniczenia wypłat w bankomatach, finalna utrata całości (m.in. Laiki Bank) lub częsci (Bank of Cyprus) zdeponowanych pieniędzy.
Rok 2015 i kryzys w Grecji – raz jeszcze to samo: zamrożone konta, ograniczenia wypłat, strajki na ulicach, brak podstawowych artykułów żywnościowych w sklepach.
Rok 2017 i kryzys w Wenezueli – ogłoszenie bankructwa, ograniczenie wypłat pieniędzy, zamknięte sklepy z podstawowymi artykułami, szalejąca inflacja i utrata wartości zgromadzonych oszczędności.
Dodatkowo, kolejne Państwa ustawiają się w kolejce do wprowadzenia podobnych mechanizmów z uwagi na rosnące zadłużenie – mowa tu o Hiszpanii, Portugalii, Włoszech, Belgii, a nawet….Francji!
To już nie jest odległa wizja kryzysu światowego systemu finansowego – to realna skala zadłużenia, jakie zostało wygenerowane przez patologiczne kreowanie wirtualnego pieniądza, permanentne dodrukowywanie lokalnej waluty przez banki centralne, a przede wszystkim przez nadmierne wydawanie pieniędzy ponad stan – zarówno przez polityków, jak i obywateli.
Rodzice od zawsze uczyli mnie, by wydawać mniej niż się zarabia i dopiero oszczędzone pieniądze przeznaczać na inwestycje oraz przyjemności. Jednak jakimś cudem tak normalne podejście jest totalną abstrakcją w obecnym świecie, w którym najczęściej żyje się na kredyt, a dług służy kupowaniu dóbr doczesnych, a nie jest przeznaczany do tego, by generować jeszcze większy majątek.
Jeśli chcesz polegać na tym skostniałym systemie, który niemalże gwarantuje Tobie kryzys za kryzysem, Twój wybór. Pamiętaj jednak, że istnieją naprawdę proste rozwiązania, które pozwolą zabezpieczyć Ci siebie oraz Twoją rodzinę – niezależnie od tego, co przyjdzie do głowy rządzącym albo jak bardzo banki zatracą się w swej chciwości.
Owe rozwiązania nazywam Planem B – którego wszystkie składowe możesz poznać w tym artykule, a także regularnie odwiedzając to miejsce.