Artykuł ten udostępniłem moim subskrybentom w Maju 2018 roku, dlatego jeśli chcesz otrzymywać cenne informacje z rynku inwestycji z odpowiednim wyprzedzeniem, zapisz się na mój newsletter! Inaczej takie okazje, jak ta mogą Cię ominąć…

Wielu inwestorów lub osób starających się zdywersyfikować swoje portfolio oszczędności na pewnym etapie swojej drogi zaczyna się interesować inwestycją w złoto. Starają się zgłębić rynek, czytają różne artykuły, poradniki czy prasę branżową. Najczęściej można w nich dostrzec jeden trend – kupuj złoto, najlepiej sztabki lub monety, od sprawdzonych brokerów i… na tym koniec. OK, może jest jeszcze dorzucone kilka słów o tym, że złoto świetnie sprawdza się jako długoterminowa lokata zachowująca wartość, jednak brak mi w owych materiałach szerszego spojrzenia oraz głębszej analizy.

Dlaczego?

Po pierwsze, cały czas autorzy owych poradników odnoszą się do ceny złota w walutach fiducjarnych. Teraz złoto kosztuje 1 300 USD, ATH było na poziomie 1 800 USD, pewnie w ciągu kilku lat z obecnego poziomu dojdziemy do 1 700 USD i tak dalej, i tak dalej. Od razu powiem wprost – jeśli ktokolwiek myśli o złocie, mając w głowie USD, EUR czy jakąkolwiek inną walutę 'papierową’, to są dwie możliwości:

  1. Osoba ta ulokowała zbyt dużo aktywów w tym kruszcu
  2. Nie rozumie ona pierwotnego powodu, który kieruje ludźmi do lokowania pieniędzy na tym rynku

Jeśli ktokolwiek ma aplikację na telefonie albo sprawdza kursy złota codziennie, to skłaniałbym się do tego, by nazwać tę osobę traderem. W przypadku, gdy ona sama się nie poczuwa do tej roli, prawdopodobnie zamieniła zbyt dużo gotówki na kruszec, dając się ponieść emocjom lub słuchając nie tych 'ekspertów’, których trzeba.

Druga opcja, mam wrażenie, tyczy się 99.99% osób, które w ten czy inny sposób wypowiadają się na temat rynku złota. Żeby uzmysłowić Tobie, o co tak naprawdę w złocie chodzi, chciałbym podzielić się z Tobą pewną historią.

Otóż w 524 r. p.n.e. grupa piratów wyruszyła w kierunku greckiej wyspy Sifnos. Ich cel nie był przypadkowy, gdyż owa wyspa była znana głównie z wydobycia złota oraz srebra, dzięki czemu już około 2 000 – 3 000 lat p.n.e. uchodziła za wyspę bogatą, o solidnej regionalnej renomie.

Wydobywane kruszce służyły władzom do budowy pomników, inwestowaniu w sektor publiczny, a także repartycji pozostałych z wydobycia zysków wśród cywili (takie 500+ na sterydach, finansowane z nadwyżek budżetowych, a nie długu publicznego).

Gdy piraci dotarli do wyspy, udało im się od lokalnych górników zagrabić mniej więcej 100 talentów złota. W czasach starożytnych jeden talent ważył około 836 uncji trojańskich (co ciekawe, pomimo zaprzestania używania tej miary w życiu codziennym, złoto i inne kruszce do dziś wycenia się w ozt, czyli uncjach trojańskich), czyli około 26 kilogramów. Cały rabunek zaś (2 600 kilogramów czystego złota) byłby wart w dzisiejszych czasach około 100 000 000 USD lub 350 000 000 PLN, czyniąc owe wydarzenie jednym z największych rabunków w historii ludzkości.

A teraz spójrz na to z szerszej perspektywy – od tamtego wydarzenia minęło ponad 2 500 lat, upadło kilka wielkich imperiów, przeżyliśmy kilka epok, nasza cywilizacja wymyśliła system monetarny i bankowy (który również zdążył upaść w wielu krajach na świecie)… a owe 100 talentów antycznego złota dzisiaj stanowiłoby niemałą fortunę. To się dopiero nazywa utrzymanie wartości w czasie!

I właśnie dlatego złoto powinno stanowić część Twoich oszczędności – jako polisa na krach, kryzys, upadek systemu monetarnego i brak wypłacalności rządu. Nie jako krótkoterminowa inwestycja, której wartość liczysz w (nic nieznaczących w długim okresie) papierkach.

I tu dochodzimy do sedna tytułu owej wiadomości – bo gdy masz odpowiednie fundamentalne podejście, gdy nie skupiasz się na codziennych drobnych wahaniach kursu uncji złota, możesz dostrzec niebywałe okazje, które zdecydowanie wybijają się spośród 'standardowych’ zachowań rynku. W pewnym sensie, im dalej w las, tym więcej drzew i trudniej jest się w tym wszystkim połapać – a ja zawsze będę 'orędownikiem’ tzw. big picture.

Ale do rzeczy – w końcu już chyba zdążyłeś się przyzwyczaić, że za każdą informacją przeczytaną na tym blogu skrywa się unikalna wartość dodana. I za chwilę pokażę Ci, w jaki sposób można obecnie zdywersyfikować swoje portfolio w złocie, jednocześnie robiąc krótkoterminową inwestycję na tym rynku.

Nie chcę zbytnio wchodzić w szczegóły rynku złota, jednak ważne jest, byś wiedział, że jeśli chodzi o złote monety, funkcjonujące w obiegu, to możemy wyróżnić ich dwa rodzaje: bullions i collectibles.

Pierwszy rodzaj (bullions) to monety wybijane na bieżąco (najczęściej raz w roku, przez państwowe mennice), produkowane z wydobywanego przez kopalnie kruszcu. Najpopularniejsze z nich to KrugerrandyUS Eagles czy kanadyjski Maple Leaf. Ich wartość opiera się wyłącznie na zawartości złota.

Drugi rodzaj (collectibles) to monety numizmatyczne – które poza zawartością złota, z uwagi na ich rzadkość i obecny brak produkcji, posiadają dodatkową wartość kolekcjonerską. Zwykła pięciodolarówka z 1908 r., zwana Indian Head Buffalo, przetopiona i sprzedana u brokera byłaby warta około 1 700 USD w Październiku 2012 roku. Przy czym dokładnie w Październiku 2012 r. taka moneta została sprzedana na aukcji za cenę 67 563 USD – i właśnie różnica między obydwiema wartościami to wartość kolekcjonerska, która płynie wprost z braku powszechnej dostępności tej monety w obiegu oraz braku możliwości jej ponownego wyprodukowania.

Dlaczego jest to tak istotne? Bo obecnie można kupić na rynku monety kolekcjonerskie w cenie bardzo zbliżonej do bulionowych.

Najbardziej wiarygodnym, międzynarodowym źródłem jeśli chodzi o wycenę, standardy i gradację monet kolekcjonerskich jest PCGS. Do dzisiaj firma ta oceniła (i przyznała im odpowiedni grade) blisko 40 milionów monet, przy czym warto zaznaczyć, że jej założyciel w 1985 roku opracował odpowiedni system oceny, który stosowany (i respektowany) jest w świecie kolekcjonerskim po dziś dzień.

Jednym z lepszych wyborów byłoby postawienie na monety XF, czyli Extra Fine w systemie PCGS. Pierwszym kandydatem jest moneta Liberty 20$ – która kosztuje na ten moment około 1 700 USD przy gradacji MS65 (MS oznacza Mint State, grade przyznawany monetom, które nigdy nie były w obiegu; 65 to wynik w skali 60-70, czyli b. wysoki).

Warto by się również przyjrzeć monecie Liberty 10$, która zgodnie z prawem Kopernika-Greshama, jako pieniądz bardziej wygodny, wyparła z obiegu cięższą i mniej praktyczną monetę 20$. Obecnie szacuje się, że monet 20$ jest 70 razy więcej, aniżeli 10$, podczas gdy cena za monetę 10$ to obecnie około 2 500 USD (niecałe półtora raza więcej).

Dla przykładu, obecnie moneta Liberty 10$ (zawierającej niecałą uncję trojańską złota) kosztuje około 1 200 USD powyżej ceny spot (czyli chwilowej wyceny czystego kruszcu, mierzonego właśnie w uncjach trojańskich). Niemniej jednak w 2013 roku jej cena wynosiła 4 250 USD, a w 2008 r. można ją było nabyć za 8 500 USD (odpowiednio 2 950 USD i 7 600 USD powyżej ceny spot).

To powoduje, że obecny gap (czyli różnica pomiędzy ceną spot a ceną monety kolekcjonerskiej) jest znacznie niższy, niż to miało miejsce historycznie. Ta różnica podlega takim samym wahaniom cyklicznym, jak wszystkie inne instrumenty finansowe czy dobra wyceniane przez ogólnodostępne rynki.

Jeśli jednak dobrze główkujesz, powinieneś zapytać się w tym momencie – skąd mam mieć pewność, że popyt na monety kolekcjonerskie wzrośnie?

Otóż jest on ściśle skorelowany z popytem na sam kruszec. A ten powinien wzrosnąć w najbliższych latach. Powodem tego będą dwa czynniki: rosnąca inflacja oraz zmniejszone wydobycie.

Pierwszy jest dość oczywisty – obecnie mamy najniższe w historii stopy procentowe w większości państw na świecie (w niektórych są one nawet ujemne!), więc naturalnym trendem będzie ich przejście w cykl wzrostu. Sygnałem do tego może być połączenie dwóch czynników, które ostatnio nakładają się na siebie, a dotyczą globalnej gospodarki: odsetki 10-letnich obligacji USA przekroczyły 3% rocznie oraz odnotowujemy wzrost ceny ropy naftowej. Obydwa zdają się składać w jeden, wielki napis – I-N-F-L-A-C-J-A.

Drugim czynnikiem jest systematycznie spadające wydobycie złota. Cytując Pierre’a Lasonde’a, założyciela Franco-Nevada oraz byłego CEO Newmont Mining:

Jeśli spojrzy się wstecz na lata 70′, 80′ i 90′, to w każdej z tych trzech dekad przemysł [wydobycia złota – dop. własny] był w stanie odnaleźć złoże o wielkości 50 milionów uncji, przynajmniej dziesięć o wielkości 30 milionów uncji i niezliczone ilości złóż o wielkości 5 do 10 milionów uncji. Jednak jeśli spojrzeć na ostatnie 15 lat, nie odnaleźliśmy żadnego złoża o wielkości 50 milionów uncji, żadnego o wielkości 30 milionów uncji i tylko kilka o wielkości 15 milionów uncji.

Jeśli połączysz inflację (utratę wartości pieniądza), która napędza ludzi do szukania alternatywnych form oszczędzania, gwarantujących utrzymanie wartości w czasie wraz ze spadającym (i to dość drastycznie) wydobyciem złota, naturalnym jest, by oczekiwać wzrostu cen tego kruszcu.

Dodaj do tej mieszkanki chwilowy (krótkoterminowy) spadek wartości monet kolekcjonerskich, które wymieniłem wyżej i okazuje się, że możesz upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – gwarantowany tysiącami lat historii długoterminowy wzrost wartości kruszcu względem pieniądza 'papierowego’ oraz krótkoterminową okazję nabycia monet kolekcjonerskich w ich 'dołku’ cenowym.

Jak zawsze, przestrzegam Cię przed podejmowaniem jakichkolwiek pochopnych decyzji – jeśli nie rozumiesz rynku złota, praw jakimi się rządzi czy makroekonomicznych zasad naszej obecnej gospodarki, inwestuj swoje pieniądze w inne instrumenty (możliwości jest aż nadto). Ewentualnie, pogłęb swoją wiedzę w tym temacie i dopiero wtedy podejmij racjonalną, opartą na doświadczeniu decyzję (jednym z ciekawszych źródeł może się okazać dla Ciebie ten blog).

Jeśli jednak masz doświadczenie w inwestowaniu w złoto, to obecnie rynek będzie Ci sprzyjał bardziej, aniżeli w czasach globalnego prosperity i euforii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *