Nie raz i nie dwa w rozmowach ze znajomymi czy rodziną miałem okazję usłyszeć, że płacenie podatków to nasz moralny obowiązek, a sam fakt ich płacenia zalicza się do czynności, które razem wzięte i wykonywane sumiennie przez obywateli budują ich wartość patriotyczną. Mnóstwo jest w Internecie, telewizji, prasie czy portalach informacyjnych przeróżnej maści treści, która zahacza o tematykę optymalizacji podatkowej, zrównując ją niemalże z działalnością przestępczą.

Z jednej strony mamy więc płacenie podatków jako czyn szlachetny, z drugiej zaś – ich niepłacenie bądź dążenie do płacenia ich w jak najmniejszym wymiarze jako czyn haniebny, godny pełnej pogardy.

Jak już zapewne zdążyłeś zauważyć, moje zdanie w wielu tematach jest zgoła odmienne od narracji prezentowanej w mainstreamie i nie inaczej jest w kwestii optymalizacji podatkowej. W skrócie – według mnie, Twoim moralnym obowiązkiem jest płacić jak najmniejsze podatki. Dlaczego? To wyjaśniam właśnie w tym artykule.

Wpis ten jest pierwszym z zaplanowanej serii, poświęconej optymalizacji podatkowej. Na blogu dostępny jest już kolejny materiał dedykowany dla przedsiębiorców (lista poniżej). Kolejne materiały dostępne będą niebawem!

  1. Jak, będąc przedsiębiorcą w Polsce, uzyskać dzięki spółkom LTD dożywotnie zwolnienie z ZUSu i zaoszczędzić min. 50 000 PLN rocznie
  2. Kolejne wpisy już wkrótce!

W dość obszernym artykule Socjalizm+, czyli najbardziej niebezpieczny trend 2019 roku opisałem schemat działań polityków – od wenezuelskich począwszy, a na polskich skończywszy – który koniec końców doprowadza każde państwo na skraj upadku, gwarantując ich obywatelom przepadek majątku, brak podstaw ekonomicznych do zapewnienia normalnej egzystencji i ogólny chaos.

Wymieniony w artykule scenariusz, czyli rozdawnictwo połączone z możliwością bezgranicznego zadłużania państwa i drukowania waluty papierowej, zawsze kończy się katastrofą. Nie raz na przestrzeni ostatnich kilku tysięcy lat wielkie imperia upadały właśnie dlatego, że następował w nich rozrost biurokracji połączony z rozdawnictwem, a gdy pieniędzy na utrzymanie całego molochu zaczynało brakować, idiotyczni władcy deprecjonowali lokalną walutę, doprowadzając za każdym razem do jej upadku, czego efektem był rozpad mocarstwa.

Nie miały znaczenia długość okresu dominacji w danym regionie, rozrost terytorialny czy potęga militarna danego imperium – koniec końców każde z państw zależne jest od siły pieniądza, którym się posługuje. Dlatego Imperium Rzymskie, Francuskie czy Brytyjskie nie mogły być wyjątkiem.

Obecnie waluty fiducjarne, z którymi mamy do czynienia w państwach nowożytnych, oparte są o dług, dlatego noty bankowe, którymi się w tych krajach posługują obywatele są de facto papierami dłużnymi. Nie bez przyczyny państwa, które ostatnimi czasy borykają się ze strasznymi problemami społecznymi i finansowymi (jak Argentyna, Grecja czy Wenezuela) w przeddzień ich ekonomicznego upadku posiadały zadłużenie wysoko przekraczające jakiekolwiek racjonalne wartości.

Niczym po równi pochyłej w dół staczają się za nimi kraje, o których w pierwszej kolejności w życiu nie pomyślelibyśmy, że mogą w nadchodzącej przyszłości mieć jakiekolwiek problemy natury finansowej – mowa tu w końcu choćby o USA, Francji czy Włoszech.

Żebyś też nie zrozumiał mnie źle – nie neguję w żaden sposób funkcji kredytu czy pożyczki. Są to bardzo potrzebne narzędzia w gospodarce, gdyż zakumulowany majątek rzadko kiedy jest przez ich posiadaczy wykorzystywany w 100% w jednym momencie, stąd może posłużyć innym do szybszego rozwoju, stanowiąc dla nich w danym momencie niezbędną dźwignię finansową.

Problem tutaj leży nie w mechanizmie, ale w tych, którzy go uruchamiają i nadzorują. Widzisz, w latach gdy w renesansowych Włoszech pierwsi Żydzi uciekający przed prześladowaniami na tle religijnym zaczęli tworzyć podwaliny dzisiejszego sytemu kredytowego, cały system opierał się na reputacji podejmowanych przez nich działań i konsekwencjach wyciąganych względem tych, którzy majątkiem innych rozporządzali w nierozsądny sposób.

Ludzie siedzący na ławkach na włoskich piazzas swoim nazwiskiem firmowali gwarancję bezpieczeństwa powierzanych im środków, a na renomę pracowali przez niejedno pokolenie. Wówczas jakiekolwiek złe opinie rozeszłyby się jak burza wśród osób trzymających swoje depozyty w danym banku, czego efektem byłby bardzo szybki upadek i koniec biznesu (i nierzadko, jako dodatek, gniew obywateli i sprawiedliwość wymierzona w dość bolesny sposób).

Obecnie banki, jak choćby Wells Fargo w Stanach, bezczelnie, na co dzień oszukują swoich klientów, naliczając im na przykład opłaty do kont, o które klienci w ogóle nie prosili.

Co więcej, nawet jeśli ci wielmożni panowie, posługujący się słownictwem ekonomicznym wprawiającym w zakłopotanie 99% wykształconych osób, wywrócą gospodarkę do góry nogami, posyłając setki tysięcy ludzi na bruk, trwoniąc majątek milionów obywateli i działając przy tym wszystkim ewidentnie na szkodę ich klientów – nic się nie dzieje. Mało tego, rząd wyciąga do nich rękę, udzielając im dotacji z kieszeni podatników, pozwalając jednocześnie zachować wszelkie pobrane z tytułu prowadzonej działalności prowizje i bonusy

Klienci nie otrzymują rekompensaty, nikt nie idzie do więzienia. Business as usual. Nie ma się temu co dziwić, bo żadne regulacje nie stoją w obronie obywateli bądź ich interesu.

Banki komercyjne wypłacają klientom śmieszne odsetki od zakładanych depozytów, podczas gdy same niemalże uprawiają hazard, pożyczając zgromadzone środki na coraz to bardziej ryzykowne przedsięwzięcia. Całą prowizję zabierają z tego tytułu dla siebie, traktując to jako 'wynagrodzenie za ryzyko podejmowanej działalności’.

Tyle że o żadnym ryzyku mowy tu być nie może – w przypadku bankructwa rząd i tak musi przejąć długi danego banku, gdyż sam jest zapożyczony po uszy i jakiekolwiek zachwianie całego systemu może spowodować efekt lawinowy, w którym wali się dosłownie wszystko (a zawsze można uruchomić menniczą drukarkę w razie kryzysu).

Dlatego też bank nie ma praktycznie żadnej finansowej czy karnej odpowiedzialności przed swoimi klientami, jednocześnie mogąc czerpać 100% korzyści płynących z nieograniczonego hazardu, jakim może się na co dzień trudnić (wymogi dotyczące płynności bądź maksymalnych lewarów stosowanych przez banki komercyjne w krajach zachodnich są dosłownie śmieszne).

Z powyższego płyną dwa bardzo istotne wnioski: po pierwsze, nie możesz trzymać wszystkich swoich pieniędzy w tak chorym systemie; po drugie, powinieneś dążyć do tego, by w ramach ogólnie ustalonych zasad, jak najmniej pieniędzy tracić na finansowanie takowej działalności na linii rząd-korporacje.

O ile pierwszy jest dla Ciebie (mam nadzieję) wprost zrozumiały, tak drugi może rodzić pytania, na które chciałbym teraz odpowiedzieć.

Czy chodzisz na wybory, czy nie; czy głosowałeś na PiS, PO, SLD, partię Palikota, .Nowoczesną, Korwina czy jakiekolwiek inne ugrupowanie polityczne w poprzednich wyborach czy nie; czy pracujesz na etacie, czy wręcz przeciwnie, jesteś przedsiębiorcą; czy wierzysz w Boga, czy jesteś ateistą; czy jesteś zwolennikiem wolnej ekonomii, czy raczej zwiększonego nadzoru państwowego… to wszystko kompletnie nie ma znaczenia w kontekście, o którym wyżej piszę, gdyż póki dokładasz swoją cegiełkę w postaci złotówek płaconych w podatkach do całego tego systemu (a status quo w Polsce nie zmienia się od czasów II WŚ), póki karmisz ową biurokratyczną bestię, póty w Polsce nie będzie działo się dobrze i nie będziemy silnym Narodem.

Jeśli zrozumiesz, że system finansowy oparty na długu, w którym nie patrzy się na marnotrawione miliony i miliardy złotych jest systemem chorym, wtedy dostrzeżesz bardzo prostą zależność… Otóż wszystkie złotówki z powrotem wracające do systemu są jak kolejne dawki heroiny podawane uzależnionemu narkomanowi. Tylko przedłużą jego agonalny stan, z pewnością go nie lecząc.

Panuje w nas, Polakach ogólne przeświadczenie, że podtrzymanie stanu względnego spokoju jest lepsze aniżeli porządny detoks, gdyż brakuje w naszym społeczeństwie jakichkolwiek fundamentów edukacji finansowej.

Gdyby tylko ludzie byli świadomi tego, co ich w niedalekiej przyszłości czeka, z miejsca ruszyliby w kierunku sejmu, organizując ogólnonarodowy strajk. Tak się jednak nie dzieje, ale o ile jest to smutne i przygnębiające, to jednocześnie nie możesz powiedzieć, że nic z tym nie możesz zrobić.

Nie będę namawiał Cię do polityki, bo jest to zawód jak każdy inny. Albo się go czuje, albo nie (w Polsce niestety mamy ostatnio bardzo kiepską 'klasę’ polityczną). Nie będę namawiał Cię do zmiany systemu, bo jest to zadanie na dziesięciolecia, jeśli nie całe przyszłe pokolenia.

Będę namawiał Cię natomiast do tego, byś zaczął gromadzić majątek, pomnażał go, zwiększał swój standard życia i tym samym zwiększał standard życia innych. Pieniądz krąży w obiegu niczym woda w korytach rzek i jeśli tylko poświęcisz czas na to, by nieco swoje poletko przystosować do tego, by mogło odebrać choć część wody z głównego nurtu – nigdy nie będziesz narzekać na suszę.

Jednak pierwszym krokiem jest – jeśli już jesteś zmuszony działać w ramach konkretnego systemu – sprawdzić, gdzie woda niepotrzebnie Tobie ucieka. Gdzie masz dziury? Co możesz z nimi zrobić? Jakie działania możesz podjąć?

Możesz mi nie wierzyć, ale naprawdę bardzo dużo osób traci setki czy tysiące złotych w skali roku, zupełnie nieświadomie. Płacą podatki, które mogliby zmniejszyć podejmując nieco inne działania – nadal zgodne z prawem.

Chciałbym w tym miejscu zaznaczyć jedną rzecz – otóż polskie (i nie tylko) prawo podatkowe jest tak skonstruowane, że wiele rzeczy czy postępowań jest bardzo niejednoznacznych, a nawet samo Ministerstwo Finansów nie podejmuje się ich jednoznacznego określenia. Niektóre działania z optymalizacji podatkowej będą tzw. działaniami agresywnymi, a niektóre łagodnymi. Jedne i drugie mogą dać Tobie wymierne korzyści, i o ile agresywne dają ich więcej, spać spokojnie będziesz stosując te drugie (do których stosowania będę namawiał Cię ja).

Weźmy pierwszy przykład z brzegu – mieszkania na wynajem. Wiele osób ma lub zna kogoś, kto posiada mieszkanie na wynajem. W tym kontekście pracuję z wieloma klientami, którzy poprzez moją firmę kupują swoje pierwsze mieszkanie, które będzie generowało dla nich niemały roczny przychód.

I teraz pozostaje pytanie – spowiadać się z tego fiskusowi, czy nie? Z jednej strony, jak wynajmiemy mieszkanie dobrym znajomym to niby jak Urząd Skarbowy ma się dowiedzieć o tym, że cokolwiek zarabiamy?

Ja jednak zadam tutaj inne pytanie: dlaczego w ogóle ludzie zastanawiają się nad tą kwestią? Odpowiedź na nie jest bardzo prosta – z powodu niewiedzy.

Zanim jednak powiem, na czym owa niewiedza bazuje, chciałbym, żebyś był w pełni świadomy, że nigdy, przenigdy nie będę polecał Tobie nieujawniania źródeł swojego dochodu. Jest to o tyle niebezpieczne, że dojście do nich w przypadku kontroli lub zgłoszenia przez Urząd Skarbowy wiąże się z koniecznością zapłaty 75% podatku od ujawnionej wartości (auć!). Znacznie bardziej opłaca się płacić podatek… tak naprawdę prawie go nie płacąc. Jak to? Już tłumaczę.

Otóż w przeświadczeniu wielu osób (i, o zgrozo, księgowych czy doradców podatkowych!) najlepiej jest od wynajmu płacić podatek ryczałtowy (obecnie jest to stawka 8,5% oraz 12,5% dla przychodów z najmu powyżej 100 000 PLN). W końcu, 8,5% (czy nawet próg wyższy) jest znacznie niższą stawką, aniżeli 18% czy 32%, nieprawdaż?

Na papierze tak, ale diabeł – jak zawsze – tkwi w szczegółach. Z uwagi na panujące przepisy m.in. do mieszkań, które były zamieszkiwane przez przynajmniej 5 lat przed ich kupnem przez obecnego właściciela (obejmuje to praktycznie wszystkie kamienice w centrum Poznania – czyli na rynku, na którym działam ze swoimi klientami) można zastosować tzw. przyspieszoną stawkę amortyzacyjną, czyli 10%-ową. Owa amortyzacja tyczy się wydatków poniesionych na 'przygotowanie’ takowej inwestycji (mowa tu o zakupie oraz wydatkach remontowych).

Stąd jeśli mieszkanie zostało kupione za 300 000 PLN, a jego remont kosztował 50 000 PLN, można rocznie 'wrzucić w koszty’ 35 000 PLN, które jest kosztem uzyskania przychodu (obniża wartość zapłaconego podatku) ale nie jest wydatkiem (czyli nie musisz wydać na nie niczego ekstra ze swojej kieszeni, bo już raz poniosłeś ów wydatek na początku inwestycji).

Dlatego jeśli mieszkanie zarabia, dajmy na to, 11%, czyli 38 500 PLN rocznie, to podatek w stawce 18% zapłacisz tylko od kwoty 3 500 PLN (38 500 PLN minus 35 000 PLN). Łącznie oddasz fiskusowi daninę w wysokości 630 PLN, podczas gdy płacąc ryczałtem musiałbyś oddać kwotę 2 975 PLN.

Jest to aż 2 345 PLN, które możesz zostawić w swojej kieszeni, by znacznie szybciej w przyszłości kupić kolejne mieszkanie inwestycyjne, dające Ci pasywny przychód – a cały 'proces optymalizacyjny’ związany z powyższym przykładem to tak naprawdę wypełnienie innych rubryk przez Twoją księgową podczas składania rozliczenia rocznego.

Uwielbiam powyższy przykład z mieszkaniem na wynajem, gdyż 99,9% osób, które spotykam (nawet te z sektora bankowości/finansów/księgowości) nie ma bladego pojęcia o tym, że w tak prosty sposób można zoptymalizować swoje podatki płynące z najmu, a jednocześnie dobitnie pokazuje on, jak niewiele trzeba podjąć kroków, by móc cieszyć się ekstra gotówką zostającą na koniec roku w naszej kieszeni.

Dwa Główne Problemy Z Podatkami

W tym momencie powinieneś się zastanowić – jak to jest, że Twój księgowy czy doradca jeszcze Ci o tym sposobie na obniżenie podatków od wynajmu nie powiedział?!

Nawet jeśli nie posiadasz mieszkania, które ciężko na Ciebie pracuje, musisz wiedzieć, że wcale nie jest to dziwne. Obecnie prawo podatkowe w Polsce (i nie tylko) to setki, a nawet tysiące stron zasad, reguł, definicji, aktualizowanych rok rocznie (kolejnymi setkami stron regulacji), z których jedne przeczą innym, a jeszcze inne są tak ogólne, że nawet profesjonalistom z branży trudno jest określić konkretne ich znaczenie w danej sytuacji.

Dołóż do tego fakt, iż sama struktura podatków woła o pomstę do nieba i graniczy z absurdem i śmiesznością, a już będziesz wiedział, dlaczego osoba, która profesjonalnie Cię rozlicza nie jest w stanie się we wszystkim połapać.

Wśród księgowych i doradców podatkowych również istnieją specjalizacje i tym sposobem ekspert od najmu mieszkań nie powinien wymądrzać się w kwestii budowania struktur firmowych opartych o spółki i na odwrót. Nikt nie może być alfą i omegą.

Dlatego system podatkowy w Polsce, mówiąc wprost, jest archaiczny i nastawiony przeciwko obywatelom.

Dinozaury? Welcome Back!

Żeby daleko nie szukać – nie tak dawno temu świętowałem z moją żoną kolejną rocznicę ślubu. Wybraliśmy się do hotelu, którego apartamenty znajdowały się w bliskiej okolicy jeziora.

Nasz pobyt miał w pakiecie śniadania, natomiast obiadokolacje były serwowane według menu dziennego restauracji, której właścicielem była ta sama osoba.

Usługa hotelowa (nocleg + śniadanie), mimo iż zawierała jedzenie, miała 8% stawkę VAT. Natomiast kolacja, którą jedliśmy była już na stawce VAT 23%.

Gdyby jednak owy hotel oferował pakiet z noclegiem, śniadaniem i obiadokolacją (czyli gdyby hotel posiadał swoją kuchnię, a nie korzystał z restauracji tego samego właściciela) mógłby zaoferować nam całość wyżywienia ze stawką VAT 8%, traktując całość jako integralny element naszego pobytu (usługi noclegowej).

To, że właścicielem restauracji jest inna firma (ale ten sam właściciel) nam, gościom, kompletnie nie robi różnicy. W kwestii podatkowej to już jednak zupełnie inna bajka! To jednak jeszcze nie koniec historii (i całego podatkowego kuriozum na kilkudniowym wyjeździe).

Samym obiadem (czy kolacją) człowiek nie żyje, więc w ciągu dnia raczyliśmy się również kawą, której obydwoje jesteśmy zagorzałymi miłośnikami. Jeśli jeszcze nie zwróciłeś na to uwagi przy wizycie w swojej ulubionej kawiarni, zrób to następnym razem – czyli przeczytaj paragon.

Otóż, jak się okazuje, według fiskusa kawa kawie nie równa, ale po kolei. Z jednej strony, gdybyśmy pili ową kawę na miejscu w kawiarni, powinniśmy byli dostać ją z VATem wynoszącym 23%. Jednak kawa, której głównym składnikiem jest mleko (np. latte, którą lubi moja żona) to już nie kawa, ale napój kawowy, stąd można by do niego zastosować stawkę 8%. Jednak w momencie, w którym w tej samej 'kawiarni’ hotelowej zamówilibyśmy kawę na wynos, która przed sekundą miała stawkę 23% i poprosili o jej przyniesienie do pokoju hotelowego (aby móc wypić ją na tarasie, korzystając z uroków naszego apartamentu i cudnej pogody), wówczas kawa staje się już zupełnie innym produktem (czyli 'gotowym’, cokolwiek to miałoby znaczyć) i ma stawkę VAT w wysokości 5%.

Jeśli Twoim głównym źródłem utrzymania jest etat, już wiesz, z jakimi problemami na co dzień musi borykać się przedsiębiorca. I nawet tak ogromnym sieciom pokroju McDonald’s czy KFC, pomimo zatrudniania rzeszy prawników, którzy na bieżąco dbają o odpowiednie zabezpieczenie prowadzonego przez ich fast foody biznesu, zdarza się od czasu do czasu przegranie sprawy w sądzie… A co tu dopiero mówić o kimś, kto chce zwyczajnie w świecie prowadzić swoją małą, lokalną knajpkę? I skąd miałby zwykły przedsiębiorca wziąć pieniądze w przypadku zmiany interpretacji Ministerstwa Finansów, gdyby przyszło mu zapłacić zaległe 3% podatku od obrotu za każdy rok z 5-ciu ostatnich lat działalności (plus 'zaległe’ odsetki)?

Co jest najbardziej uderzające, to fakt, że powyżej napisałem tylko o bardzo konkretnym przypadku, dotyczącym raptem jednego napoju, jakim jest kawa! A gdzie tu mowa o całej reszcie działalności?! Niestety, takie uwarunkowanie prawne w Polsce sprawia, że chęć do prowadzenia biznesu może bardzo szybko przejść domorosłemu przedsiębiorcy i wybierze on drogę etatową: 'bezpieczną’, 'bezproblemową’ i oddającą państwu 75% z zarobionych pieniędzy w przeróżnej maści podatkach i daninach.

Obecny stan polskiego prawa podatkowego bierze się z faktu, iż od lat bzdurne przepisy zamiast być usuwane i pisane na nowo, są 'aktualizowane’, co prowadzi do kolejnych niedomówień, niejasności i konieczności sięgania po indywidualne interpretacje. Przez to obecne przepisy bardziej przypominają dinozaura z przeszczepami i pudrem na pysku, aniżeli potulne zwierzę domowe gotowe do tego, by codziennie witać swojego pana u progu falą nieustającej radości i oddania.

Nasz Podatek – Twój Problem

Jednak sam fakt odnalezienia się w gąszczu przepisów to tak naprawdę tylko połowa sukcesu. Bo gdy przyjdzie Ci do wypełnienia własnego zeznania podatkowego (zwróć uwagę na samo nazewnictwo systemowe tej czynności…) to okaże się, że decyzje, które podjąłeś na bazie definicji, które przyjąłeś (czytając osobiście kilka tysięcy stron, powinienem dodać…) niekoniecznie muszą być tożsame z definicjami właściwego Tobie Urzędu Skarbowego.

Mało tego, oprócz samego faktu minięcia się z interpretacją przepisów przez US może się okazać, że Twój lokalny Urząd Skarbowy posiada inną definicję tej samej czynności aniżeli Urząd Skarbowy znajdujący się, dajmy na to, w innym województwie.

I tak dla Urzędu Skarbowego w Warszawie osoba, która ma 10 mieszkań na wynajem nie jest przedsiębiorcą w rozumieniu prawa (bo cóż to jest 10 mieszkań w tak dużej aglomeracji?), podczas gdy inne urzędy w innych miastach twierdzą, że działalność gospodarcza zaczyna się już od 5 mieszkań.

Który urząd ma rację? Każdy i żaden jednocześnie. Twoje mieszkania się nie zmieniają, ale sam fakt rozliczania się w innym urzędzie może wiele dla Ciebie zmienić tylko z tego powodu, że przepisy nie są w tej kwestii jednoznaczne.

Jest to trochę tak, jak z przysłowiowym Chodnikiem Schrodingera. Chodnik latem jest miejski, bo gdy wypijesz na nim zimne piwo, dostaniesz mandat za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym. Jednak zimą ten sam chodnik jest już Twój, bo za jego nieodśnieżenie możesz również dostać mandat (podczas gdy odśnieżanie przestrzeni miejskiej należy do obowiązków… miasta). Dlatego pijąc piwo zimą na chodniku obok własnego domu, jesteś na Chodniku Schrodingera, który w jednym momencie jest zarówno Twój, jak i miejski.

Co w tym wszystkim jest jednak najbardziej kuriozalne to fakt, że gdy dany urząd stwierdzi, że ma rację – dostajesz wezwanie do zapłacenia podatku, które jest wykonalne natychmiast i w świetle obecnego prawa może on zająć Twoje rachunki bankowe w trybie ekspresowym. Dopiero później możesz dochodzić swoich racji w postępowaniu odwoławczym, co w przypadku większych kwot gwarantuje lata walki na drodze sądowej.

Lekarstwo Na Raka

Nie dość więc, że sam system jest patologicznie zły i nieprzemyślany (lub przemyślany w niekorzystny dla obywatela sposób), to na dodatek cała odpowiedzialność za podejmowane decyzje spoczywa na Twoich barkach i musisz liczyć się z tym, że działając w świetle obowiązujących przepisów, możesz z dnia na dzień obudzić się z inną interpretacją Ministerstwa Finansów tyczącą się Twojej konkretnej sytuacji.

Wiele osób mówi, że przecież prawo nie działa wstecz i jeśli robiłeś wszystko zgodnie z prawem to nic ci nie grozi. I naprawdę nie wiem, jak można w dobie dzisiejszego systemu podatkowego powtarzać takie bzdury.

Bo o ile sama ustawa o podatku się w swojej zasadniczej formie nie zmieniła, tak już interpretacje kolejnych ministrów potrafią być względem siebie kompletnie przeciwstawne.

Podstawa prawna jest taka sama, stąd nie ma mowy o działaniu wstecz według wykładni, którą kierują się sądy. Ale interpretacja ulega zmianie regularnie, a w przypadku konieczności przechowywania dokumentacji firmowej do 5 lat wstecz, każda taka zmiana wykładni może wiązać się z przykrymi finansowo konsekwencjami…

Dlatego rób, ile możesz, aby nie karmić podatkowej bestii. Bestii, która generuje całą tę papierologię, która powoduje konieczność zatrudniania rzeszy polityków czy ekspertów do pisania kolejnych poprawek, nowych ustępów bądź urzędników do ich wprowadzania i kontroli. Bestii, która głęboko w poważaniu ma obywatela i jego dobro oraz spokój na co dzień, a która jednocześnie martwi się tylko o to, jak załatać dziurę budżetową kolejnymi podatkami, powstałą na skutek prowadzenia socjalnej polityki rozdawnictwa.

Zapamiętaj sobie do końca swojego życia, że wszystkie złotówki, które z powrotem wracają do tego chorego systemu tylko potęgują rozrost nowotworu, jakim się on toczy. Każdy grosz oddany w ręce państwa będzie rozdany, dany w łapówce bądź przeznaczony w maksymalnie nieefektywny sposób na Twoje potrzeby (słowem, zapłacisz za coś kilkakrotnie drożej, niż powinieneś, o ile w ogóle cokolwiek dostaniesz).

Żeby uzmysłowić Ci, jak bardzo marnotrawione są Twoje podatkowe pieniądze, chciałbym opowiedzieć Ci bardzo krótką historię.

Otóż z żoną nie tak dawno temu mieliśmy okazję po raz pierwszy wziąć udział w inicjatywie Szlachetna Paczka. W skrócie, wybierasz w niej rodzinę, dla której szykujesz bożonarodzeniową paczkę. Są to rodziny, które dotknął los, a które zostały zweryfikowane przez rzesze wolontariuszy jako potrzebujące i jednocześnie dalekie od patologii.

Patrząc na nieszczęście tych ludzi i ich historie, człowiek zastanawia się jak to się stało, że system ich ominął. Ale z każdym dniem coraz bardziej zdaję sobie z tego sprawę, że nie jest to przypadek.

Czytając potrzeby owych rodzin już przed ekranem komputera łezka kręci się człowiekowi w oku. Głównie dlatego, że żyjąc na co dzień w komfortowych warunkach możesz przeczytać, że dla kogoś pilną potrzebą są buty, koce i kołdra, a luksusem nowy telefon, radio czy nowe łóżko do sypialni (bo stare się zarwało, a materac już jest przedarty na wylot).

Dlatego gdy pierwszy raz z moją żoną usiedliśmy do czytania potrzeb rodzin i wyboru tej, której zdecydujemy się pomóc aż łomotało mi serce, że nie jestem w stanie pomóc im wszystkim naraz. Niemniej jednak, z kilkuset złotymi przekazanymi nam dodatkowo przez znajomych, wybraliśmy się do hurtowni i kupiliśmy niezliczone ilości suchego jedzenia (kasze, ryż itp.), jedzenia w puszkach i gotowych wyrobów. Dorzuciliśmy do tego kilka gadżetów z listy tych 'luksusowych’ i zamówiliśmy dla owej rodziny transport węgla na opał, gdyż bez tego musieliby przeżyć zimę… bez jakiegokolwiek ogrzewania.

Naprawdę, niełatwo jest mi pisać te słowa, wiedząc jak bardzo rząd potrafi lekką ręką wydawać nasze pieniądze, jednocześnie pomijając osoby będące w takiej potrzebie. I choć nie odmieniliśmy wówczas z żoną całego świata, to odmieniliśmy cały świat dla owej rodziny. Były to pierwsze święta spędzone przez nich od lat z zapasem jedzenia, w ciepłym, ogrzanym domu i z najbardziej potrzebnymi rzeczami, dodatkowo dając im radość z prezentów pod choinkę pokroju telefonu komórkowego.

Całość kosztowała nas około 3 000 PLN, więc gdybyś kiedykolwiek zastanawiał się, czy warto starać się dla tych kilkuset PLN oszczędzonych w podatkach, to odpowiem Ci od razu: warto! Dla niektórych kilkaset złotych to majątek, nawet jeśli Ty ich tak nie postrzegasz.

A z pewnością lepiej jest zaoszczędzić na wynajmie średniego mieszkania 2 345 PLN i przeznaczyć je na Szlachetną Paczkę dla potrzebującej rodziny, aniżeli czekać, aż Prezydent RP wyda publiczne 610 000 PLN na przygotowanie referendum, które się nie odbędzie lub by dowiedzieć się, że polityk drugiej opcji wydzwonił 50 000 PLN telefonem służbowym w delegacji. Te dwa tylko (!) przypadki to 220 potrzebujących rodzin dokładnie takich, jak ta wybrana przez nas w trakcie naszej pierwszej Szlachetnej Paczki. Biorąc pod uwagę ilość rodzin w programie Szlachetna Paczka, Pan Prezydent Andrzej Duda oraz ówczesna Prezydent Miasta Warszawy Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz wydali lekką ręką pieniądze, które mogły sfinansować całą akcję w przynajmniej dwóch-trzech województwach.

Mam nadzieję, że w pełni rozumiesz już, że każdy grosz, który zostanie w Twojej kieszeni dzięki optymalizacji podatkowej gdzieś na końcu nurtu rzeki pieniędzy sprawi radość tam, gdzie Ty uznasz to za sposobne i najbardziej efektywne (choćby to miał być Twój własny dom i szczęście Twoich dzieci). I tak jak gdy jesteś niezadowolony z usług dostarczanych przez jedną knajpę, to wybierasz inną, tak i w tym przypadku Twoje pieniądze najlepiej będą świadczyć o tym, za którą jesteś opcją.

Dlatego przestań angażować się w politykę, wyłącz TV, naucz się inwestować i pomnażać majątek, i – co chciałbym, żebyś wyniósł z tego artykułu – zacznij pracować nad optymalizacją płaconych przez Ciebie podatków.


2 odpowiedzi

Skomentuj Wojciech Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *